Był piękny, ciepły, letni dzień. Słońce widniejące na niebie rozświetlało moją twarz a wiejący delikatnie wiatr przeczesywał gęste loki. Pogoda była cudowna, jednak ja nie mogłam się nią cieszyć. Śpieszyłam się do restauracji w, której umówiłam się z Maćkiem. Moim chłopakiem. Byłam bardzo podekscytowana i szczęśliwa, a motylki w brzuchu nie dawały o sobie zapomnieć. Zawsze się tak czułam kiedy wybierałam się na spotkanie z nim. Niezmiennie od ponad dwóch lat. Szłam tak szybko, jak pozwalały mi na to nowe szpilki z dziesięciocentymetrowymi obcasami. Właściwie to miałam zamiar biec, ale bałam się, że złamię obcasy lub co gorsza przewrócę się, a poza tym nie chciałam wejść do restauracji spocona, poczochrana i z rozmazanym makijażem. Spojrzałam po raz kolejny na zegarek - 15:37. Cholera, pomyślałam. Maciek mnie zabije, powiedziałam sobie w myślach. Gdy zbliżałam się do restauracji dostrzegłam duże zbiegowisko, policję, karetkę i złamaną w pół latarnię, bo niestety tylko tyle widziałam, resztę zasłaniał tłum. Nie mogłam oprzeć się ciekawości więc podeszłam do zbiegowiska. Po przepchaniu się przez ludzi od razu spojrzałam na samochód, z którego ratownicy pogotowia wyciągali mężczyznę po pięćdziesiątce.
- Był taki młody. - usłyszałam od kobiety stojącej za mną.
- O tak, całe życie przed nim. - westchnęła inna.
Całe życie? Jak człowiek w wieku pięćdziesięciu lat może być młody? Zaczęłam się zastanawiać, póki mojej uwagi nie przykuł przewrócony czerwono-czarny motor a obok niego..
- Maciek! - krzyknęłam w tym momencie, przeszłam pod taśmą "POLICJA", i podbiegłam najszybciej jak mogłam do leżącego chłopaka, zapominając o butach jakie miałam na sobie. Uklękłam nad ciałem mojego chłopaka, głaszcząc jego włosy a łzy spływały mi po policzkach. Przyłożyłam dłoń do jego lewej piersi. Pod opuszkami palców nie wyczułam bicia serca. Moje natomiast biło ze zdwojoną siłą.
- Maciek, Maciek.. ot-otwórz oczy.. Maci-ek.. Maciu-ś. - łkałam dławiąc się łzami.
- Nie! - krzyknęłam głośno, zrywając się z łóżka spocona. Łzy zaczęły mi mimowolnie płynąć. Chwilę później w moim pokoju zjawiła się Aga, widząc w jakim jestem stanie, podeszła i mocno mnie przytuliła, pozwalając tym samym abym się wypłakała.
- Maciek.. zno-wu-u-u go wi-widzia-łam.
- Csiii, to tylko sen. - uspokajała mnie siostra.
Siedziałyśmy w ciszy, tuląc się do siebie, póki do naszych uszu nie doszły hałasy dochodzące z sypialni rodziców.
- Kłócą się. - poinformowała mnie Gusia, westchnęłam wycierając łzy z policzków. Miałam dość tych kłótni. Tata urządzał je z byle powodu. Zastanawiałam się dlaczego oni ze sobą jeszcze są. Oczywiście znałam powód mamy - miłość, ale taty? Jest z nią z przymusu czy może konsekwencji wynikających z rozwodu, czyli zapłaty honorarium dobremu prawnikowi, podziału majątku, nas itp? Naprawdę, nie wiem.
- Mam już tego dość. - mruknęła.
- Ja też. - poparłam ją. - Myślisz, że kiedyś się to zmieni?
- Raczej nie. - odpowiedziała moja siostra, na co ja jeszcze bardziej posmutniałam. Mimo, że nienawidziłam ojca, to było mi ich obojga żal, bo kiedyś się przecież musieli kochać. Żal mi było tego, że tak szybko utracili swą miłość. Moi rodzice są ze sobą od 20 lat, a od 8 ciągle się kłócą. Westchnęłam ponownie, mruknęłam, że idę się kąpać i poszłam do łazienki. Zapełniłam pełną wannę wody, biorąc relaksującą kąpiel.
Spędziłam w łazience około godziny, ale nie ukrywam kąpiel mi pomogła. Wszystkie smutki i zmartwienia wypłynęły razem z wodą. W lepszym nastroju zeszłam do kuchni. Znajdowała się tam cała moja rodzina, a raczej większa część - brakowało ojca, ale to była już norma. Nawet w weekendy go nie było. Wracał wieczorami, marudząc jak wkurza go ta praca. Mój tata był kierownikiem działu ryzyka kredytowego, czy coś takiego, więc pracy miał sporo, ale za to pieniędzy nam nie brakowało, zwłaszcza, że mama nie pracuje. Poświęciła się domowi, najpierw nie miała serca zostawiać nas pod opieką niani, a później, kiedy byłyśmy z Gusią już duże postanowiła, że będzie siedzieć w domu, gotować, sprzątać itp. Wydaje mi się, że lubi być "kurą domową", co wcale nie jest takie łatwe. Spojrzałam na mamę, była bardzo przygnębiona. Już miałam się pytać co się stało, Aga widząc, że otwieram usta by coś powiedzieć kiwnęła przecząco głową, więc w ciszy usiadłam na krześle. Nalałam sobie ciepłej herbaty do kubka i zaczęłam ją sączyć. Wtem niespodziewanie odezwała się mama:
- Za dwa dni koniec roku, wakacje.
Szkoła! O mój Boże! Koniec roku! A ja nawet nie wiem jakie nauczyciele wystawili mi oceny. Od śmierci Maćka chodziłam tam bardzo sporadycznie, właściwie pierwszy miesiąc w ogóle. Nie dałam rady zwlec się z łóżka a co dopiero pójść do szkoły. W drugim miesiącu chodziłam od czasu do czasu, aby tylko się pokazać. Mama wszystkie nieobecne godziny mi usprawiedliwiła, tłumacząc mojej wychowawczyni całą sytuację. W szkole każdy wiedział, że ja i Maciek ze sobą chodzimy, i nauczyciele nie dziwili się zbytnio moim załamaniem. Niektórzy nawet mnie rozumieli i współczuli, przynajmniej tak mówiła mi Marysia, koleżanka z klasy. Co prawda ocen nie miałam złych, bo uczyłam się raczej dobrze, więc myślę, że stopnie końcoworoczne nie będą tragiczne. Taką mam nadzieję!
- No tak, ale co w związku z tym? - zapytała Aga.
- Może zaraz po wyjechałybyście gdzieś? We dwie. - zaproponowała mama.
- Gdzie? - zainteresowała się moja siostra.
- Myślałam żebyście pojechały do cioci.
- Tylko nie do Beaty, proooszę. - stękała Guśka. Ciocia Beata, hmm. Nie przepadałyśmy z Agą za nią. Traktowała się podmiotowo i zmuszała to pracy. Wakacje u niej nie byłyby dobrym pomysłem.
- Nie, nie. Chodzi mi o ciocię Ewę. Tą co mieszka w Wielkiej Brytanii, w..
- Wolverhampton. - dokończyłam. Natomiast jeśli chodzi o ciocię Ewę, tutaj sprawa ma się inaczej. Ciocia Ewa ma dwójkę dzieci, małego Szymonka i Wikę. Wiktoria jest w moim wieku, jak byłyśmy małe często się widziałyśmy, traktowałyśmy się jak najlepsze przyjaciółki. Teraz jest trochę inaczej. Nie widzimy się już tak często. Ciocia ciągle zabiegana, tata też. A mama bez taty nie chce jeździć, nie chce go zostawiać samego w domu. Ostatni raz z ciocią, Wiką i Szymkiem widziałam się na chrzcie Szymonka półtora roku temu. Kuuuupa czasu.
- Dokładnie. Więc jak? - zapytała.
- Do Wielkiej Brytanii? Żartujesz sobie?! - piszczała Gusia. - Jasne, że tak! - zeskoczyła z krzesła i przytuliła mocno mamę.
Moja siostra bardzo lubiła takie wyjazdy. Zwłaszcza za granicę. Szczerze powiedziawszy to ja również. A Wielką Brytanię po prostu uwielbiam, ale jakoś nie miałam ochoty na jakie kol wiek wycieczki.
- Przepraszam mamo, ale nie mam ochoty. - odpowiedziałam, patrząc rodzicielce prosto w oczy. Kiwnęła głową i powiedziała, że rozumie.
Udałam się do pokoju po książkę "Jesienna miłość"* i wyszłam na tyły domu, aby ją w spokoju poczytać. Usiadłam na ławce, tyłem do słońca, które grzało dziś niemiłosiernie i zaczęłam czytać.
Nawet nie zauważyłam kiedy się ściemniło, tak się zaczytałam. Byłam w połowie książki i szkoda mi było przerywać, ale musiałam. Mimo, że jej nie dokończyłam już uważałam ją za niesamowitą. Wnioskując po niej miłość potrafi zdziałać cuda. Szkoda tylko, że tak rzadko się teraz spotyka taką miłość, a kiedy się ją spotyka ludzie ją niszczą przez głupotę albo ktoś umiera, tak jak w moim przypadku. Westchnęłam, drgając w tym samym momencie z zimna.
- Ciekawa? - spytała mama z uśmiechem na twarzy, stojąc w drzwiach ze skrzyżowanymi rękami na piersiach, które zawsze sugerowały, że jest zła albo na mnie albo na Gusię, jednakże teraz przytrzymywała tak pled zarzucony na ramionach, wraz z zajściem słońca zrobiło się zimno. Usiadła obok, i teraz to ja miałam go na ramionach.
- Dlaczego chcesz żebyśmy wyjechały do cioci? - zapytałam rodzicielkę. Gdzie kol wiek jeździliśmy robiliśmy to razem, więc dlaczego teraz tylko ja i Gusia mamy wyjechać? Ta jednak długo milczała, ewidentnie się zmieszała jakby biła się z myślami. Powiedzieć czy nie powiedzieć? - Mamo? - ponagliłam ją.
Pomilczała jeszcze chwilę, a następnie zaczęła mówić:
- Mi i tacie nie układa się ostatnio. - przerwałam jej.
- Tak, od 8 lat. - mruknęłam, żałując, że nie ugryzłam się w język. Mamie zrobiło się ewidentnie przykro. Jak już wspomniałam - kochała go, więc każda taka uwaga bolała. - Przepraszam. - szepnęłam.
- Tak kochanie, nie układa nam się od bardzo dawna, ale od pewnego czasu jest coraz gorzej. Chciałabym to ratować, jeśli teraz tego nie uratujemy to będzie koniec. A i wam należą się wakacje. Zwłaszcza Tobie. - złapała mnie za dłoń, a ja odwróciłam wzrok. Nie miałam pojęcia, że jest tak źle. Okej, nienawidziłam taty, ale nie chciałam żeby się rozwodzili. Może jak wyjedziemy to wszystko się ułoży i może nawet tata będzie taki jak kiedyś? Bo kiedyś podobno był inny. Teraz perspektywa wyjazdu całkiem się zmieniła. Jeśli mam pomóc rodzicom, zwłaszcza mamie to wyjadę, mimo, że sama nie mam na to ochoty. A z resztą, tu czy u cioci i tak będę siedzieć w domu, więc co to za różnica? Sprawię radość nie tylko mamie i tacie, ale i Gusi.
- Dobrze mamo. Wyjadę. - powiedziałam i przytuliłam ją mocno.
- Rozmawiałam już z ciocią, bardzo się ucieszyła. Powiedziała, że możecie do niej przyjechać nawet i jutro.
- Ale szkoła. Właśnie mamo, co z moją szkołą? Czy ja w ogóle zdaje?
- Oczywiście, że tak! Co prawda masz dużo nieobecnych godzin, ale zdajesz. Skarbie, nie martw się. Twoja wychowawczyni o wszystkim mnie informuje. - pocałowała mnie w głowę.
- To dobrze. - odetchnęłam z ulgą. - Jeszcze tylko to głupie zakończenie i koniec. - westchnęłam, patrząc przed siebie. Szkoła ostatnio nie była miejscem gdzie chętnie się pokazywałam. Pamiętam jak poszłam pierwszy dzień po śmierci Maćka i mojej miesięcznej nieobecności. Wszyscy mi współczuli, mówili żebym się trzymała itp, a połowy z nich nawet nie znałam. Nie byłam dziewczyną popularną, nawet nie chciałam nią być. Ale o takich katastrofach każdy z czasem się dowiaduje, tym bardziej, że Maciek był tegorocznym maturzystą. Musiałam wytrzymać cały tydzień a potem następny i znosić te wścibskie spojrzenia innych. Całe szczęście, że miałam przy sobie Marysię, Elwirę i Gusię. Tą ostatnią tylko na przerwach, ale zawsze coś.
Mama spojrzała na mnie uważnie.
- Nie masz chyba ochoty tam iść, co?
Zastanowiłam się chwilę.
- Nie mamo, nie mam. Wiesz dobrze dlaczego.
- Rozumiem. - szepnęła, gładząc mnie po ramieniu.
- Kiedy mamy wyjechać? - spytałam zmieniając temat, jednakże byłam też ciekawa.
- Myślałam nad następnym wtorkiem, ale jak teraz się zastanowię to możecie jechać nawet i w poniedziałek. Na pewno są jakieś loty wieczorne. - zaproponowała mama.
- Mi pasuje. - zgodziłam się. - Dobranoc mamo. - wstałam, wzięłam książkę w dłoń, uprzednio przykrywając rodzicielkę kocem i poszłam do siebie.
Obudziły mnie promienie słoneczne wbijające się przez okno do pokoju. Spojrzałam na zegarek w telefonie: 12:03.
- Boże! - zawyłam. Nigdy nie wstawałam o tak później porze, byłam zazwyczaj rannym ptaszkiem. Wykluczając imprezy po których rano raczej kładło się spać, nie wstawało. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że wszystkie godziny w moim życiu są takie same - nudne. Poza tym to była niedziela, chyba najnudniejszy dzień w tygodniu. Nie robię nic, nie spotykam się z nikim, bo nie ma po co. Z resztą nawet mi się nie chce. Nawet nie wiem po co ja się właściwie budzę, mogłabym zasnąć na zawsze. Byłoby pewnie lepiej niż teraz. Niechętnie zwlekłam się z łóżka. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w zwykłą koszulkę oraz jeansy i wyszłam z domu, nie jedząc śniadania na które i tak nie miałam ochoty. Włożyłam do uszu słuchawki MP4 i włączając piosenkę "Bring me to life"** zaczęłam wsłuchiwać się jej tekst. Mój marsz po woli zamieniał się w trucht a następnie w sprint. Piosenki przelatywały jak szalone, każda inna, każda z innym przesłaniem. Mimo, że nogi mało mi nie odpadały biegłam dalej. Nie miałam nawet określonego celu, chciałam po prostu pobiec jak najdalej stąd. W pewnym momencie musiałam stanąć, nie miałam więcej sił. Usiadłam zasapana na ławce. Oddychałam głęboko łapiąc jak najwięcej powietrza do płuc, mimo, że powinnam to robić stopniowo, jak uczyli nas w szkole. Oparłam się na ławce i przymknęłam oczy, wciąż oddychając. Siedziałam tak póki, ktoś mi nie przerwał.
- Magda? - zapytał damski, znajomy głos.
Otworzyłam szybko oczy i spojrzałam na kobietę.
- Sylwia? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Sylwia to młodsza siostra Maćka. Bardzo miła, ale wścibska.
- Co tu robisz?
- Ee, biegałam.
- To Ty biegasz?
- Tak jakby. - odparłam znużona tą rozmową.
- Aha. A co u Ciebie?
Wzruszyłam ramionami.
- Bez zmian, a u Ciebie?
- Jakoś leci. - usiadła obok mnie.
- Rozumiem. - westchnęłam.
- Może wpadniesz do nas? - spytała grzecznie.
- Teraz? W sumie to.. Ni..
- No chodź. Pogadamy sobie, posłuchamy muzyki i tak dalej. No wiesz, jak kiedyś. - prosiła.
- Okej. - odpowiedziałam.
Chwilę później byłyśmy już u Sylwii w domu, a raczej w domu Retajczaków.
- Mamo, już jestem! - krzyknęła blondynka. - Z Magdą.
- Dzień dobry. - przywitałam się wchodząc do kuchni, gdzie przeważnie siedziała mama Sylwii i Maćka.
- Witaj Madziu. - odpowiedziała miło pani Gosia.
- Chodź na górę. - Sylwia złapała mnie za rękę i zaciągnęła na górę do swojego pokoju. - To co robimy? - zapytała.
- Nie wiem.
- Może pooglądamy filmy? Mam nowe. - zaproponowała Sylwia.
- Niech będzie.
- "Step up 3" czy "Zła kobieta"?
- "Step up 3". - powiedziałam.
- Dobra. To ja idę po film, wezmę coś do picia i jedzenia i wracam, ok? Czekaj tutaj.
- Okej.
Sylwia wybiegła z pokoju, a ja korzystając z okazji udałam się do łazienki. Wracając spojrzałam w stronę pokoju Maćka. Drzwi były w połowie otwarte. Nie mogłam powstrzymać się aby tam nie pójść. Była tam jakaś cząstka mojego chłopaka. Ruszyłam szybko w stronę pokoju. Gdy tylko weszłam moją uwagę przykuła ramka z moim zdjęciem postawiona na stoliku nocnym. Wyjęłam jedną z jego koszulek. Powąchałam ją - cały czas pachniała Maćkiem. Z koszulką w ręku przechadzałam się po jego pokoju. Był zdecydowanie większy od mojego. Zbierało mi się na płacz. Wszystko tak bardzo go przypominało. Spuściłam głowę, ponownie przytulając koszulkę. W tym momencie dostrzegłam kawałek białej kartki wystający zza łóżka. Podeszłam i chwyciłam ją. To nie była kartka, to była fotografia. Z tyłu (Maciek zawsze podpisywał zdjęcia z tyłu, aby wiedzieć z kim i kiedy było robione) było napisane: "Z moją księżniczką. Mińsk, 14 marca '12" Od razu pomyślałam, że to ja i Maciuś jesteśmy na fotografii. Kiedy przekręciłam zdjęcie ugięły się pode mną nogi. Na zdjęciu znajdował się owszem Maciek, ale nie ze mną. Z jakąś blond dziewczyną. Dużo ładniejszą ode mnie. Nie dość, że się obejmowali to jeszcze całowali. Łzy zaczęły mi płynąć po policzkach a ja nawet nie miałam siły ich powstrzymywać. Wybiegłam z jego pokoju najszybciej jak się dało. Koło schodów wpadłam na Sylwię, której po zderzeniu ze mną wysypał się popcorn i wylała cola. Nie przestając płakać wykrztusiłam ciche: "Przepraszam" i wybiegłam z ich domu. Kilka minut później Sylwia do mnie zadzwoniła. Odrzuciłam. Ponownie dzwoniła. Odrzuciłam i wyłączyłam telefon. Biegłam w stronę domu cały czas płacząc. Zdradzał mnie, zdradzał.. ZDRADZAŁ. Tylko to chodziło mi po głowie. A im więcej o tym myślałam tym bardziej płakałam. Łzy zaczęły zasłaniać mi drogę, ale biegłam dalej. Zwolniłam dopiero przy drzwiach mojego domu. Weszłam do środka, a następnie do swojego pokoju. Zamknęłam je (ale nie na klucz) i rzuciłam się na łóżko. Płakałam i nie mogłam się uspokoić. Wydawało mi się, że jesteśmy idealną parą. Byliśmy idealną parą! Przecież go kochałam.. kocham. On nie mógł mi tego zrobić. Nie Maciek. A może mnie zdradzał, bo nie byłam dość dobra? Nie wystarczałam mu? Na pewno. Jestem przecież beznadziejna! To moja wina! A jeśli.. jeśli zmarł też przeze mnie? Bo to w końcu ja wymyśliłam tą restauracje.. O boże, to wszystko moja wina! Zerwałam się z łóżka, sięgnęłam do szuflady po żyletkę. Przyłożyłam ją do nadgarstka, wbijając w skórę i.. przejechałam wzdłuż dłoni. Zawyłam z bólu. Zaraz potem znowu to zrobiłam, tylko niżej. Po raz kolejny zawyłam. Z mojej ręki krew spływała ciurkiem, skapywała na dywan, tak jak łzy. Przyszła kolej na drugą dłoń. Już zbliżałam żyletkę do nadgarstka kiedy moje drzwi się otworzyły. Do pokoju weszła Agnieszka.
- Stało się coś? Bo tak.. MAGDA! - ryknęła widząc spływającą krew po mojej dłoni, żyletkę oraz mnie zapłakaną. - MAMO! - krzyczała, a w jej oczach widziałam łzy. Jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Wyrwała mi żyletkę z ręki, wyciągnęła pełno chusteczek z pudełka i zawinęła je na mojej ręce. Złapała za drugą rękę i zaciągnęła na dół.
- Zostaw! - mówiłam łkając. - Zostaw mnie, ja chcę..
- Umrzeć?! Oszalałaś? - krzyczała na mnie zdenerwowana. - Mamo, Magda się pocięła! Mamo!
- Słucham?! - zapytała wstrząśnięta mama. Zaczynało mi się robić słabo.
- Blada, blada.. zaczyna się robić.. - nie dokończyła, spanikowana Aga.
- Dzwoń po pogotowie a ja to zatamuję. - rozkazała rodzicielka.
Usadziła mnie na kanapie, wzięła z apteczki bandaż i zawinęła w go moją rękę. Szybko przesiąkł. Zawinęła w następny.
- Już jadą! - zawołała Aga.
Czułam, że oczy robią mi się coraz mniejsze.. traciłam przytomność. Jeszcze chwile i..
* Powieść N. Sparks'a - "Jesienna miłość", na jej podstawie nakręcono "Szkołę uczuć".
** Piosenka Evanescence.
_____
jest 2.
chłopaków jeszcze nie ma, ale obiecuję, że niedługo się zjawią. :D
Ale mnie to wciągnęło. ;P Pisz szybko następny rozdział, bo nie wytrzymam. Boże, to on ją zdradzał ?! :O // http://polandloves1d.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńBoskii jest ! http://youknowilltakeyoutoanotherworld.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzapraszam na mój ;)
Najnormalniej w świecie się wzruszyłam, gdy czytałam ten rozdział.
OdpowiedzUsuńniesamowity !:)
OdpowiedzUsuńczytając opisy bohaterów zauważyłam że piszesz coś o Mińsku Mazowieckim, jesteś stamtąd? ;>
co to opowiadania czekam na następne ; *
nie, nie jestem z Mińska. czemu pytasz? ty tam mieszkasz może? ;> ;D
Usuńświetny pisz dalej
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg. :)
OdpowiedzUsuńTo jest interesujące i już nie mogę doczekać się następnych części :)
Ej no ,kiedy nn? ;>
OdpowiedzUsuńjuż niedługo, całkiem niedługo. :DDD
UsuńAle wciągnęło mnie to opowiadanie.. :D Super
OdpowiedzUsuńBoże jakie to śliczne ;*** Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału. <333 Zapraszam do mnie: http://sogetoutofmyhead.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńFajne opowiadanie. Zrobiłaś parę nielicznych błędów, ale patrząc na całość jest super. Jestem ciekawa kolejnej części. ;) (koleżanka z Kotka:*)
OdpowiedzUsuńŚwietny , rozdział czekam na nexta i zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuń----> http://onedirectioniopowiadania.blogspot.com/
Wow .. fajnie że chciało Ci się to wszystko pisać !
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetny blog i w ogóle gratuluję tak bogatej wyobraźni ! ♥♥♥
Świetny,wspaniały kobieto masz talent! dawaj nastepny
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://loveinonedirection.blogspot.com/
Wciągnęło mnie ;) Czyta to się jednym tchem!:D I czekam na chłopaków! I nn :) (1d-vas-happening.blog.onet.pl)
OdpowiedzUsuńTo zdjęcie Nialla z boku mnie rozprasza! xDxD
OdpowiedzUsuńBoże, dziewczyno, ale ty masz talent !
OdpowiedzUsuńTeraz się od tego nie mogę odciągnąć. ;)
Mama znów będzie na mnie krzyczeć, że za długo na kompie siedzię .
Masz fajny pomysł na opowiadanie .
Pozdrawiam . ;*
Jak ona się cięła i w ogóle wyobraziłam sobie to.. jak cierpi, dodatkowo słuchałam wtedy "porcelain" marianas trench. Po jakieś minucie ryczałam tak bardzo, że nie mogłam się uspokoić.
OdpowiedzUsuńPoza tym w kwietniu trójka moich przyjaciół zginęła w wypadku samochodowych.. rozumiem, jaki to ból..
Wciągające! jejku, chce następną notkę! ; )
OdpowiedzUsuńJesli mozesz informuj mnie. ;-*
lovelly-stories.blogspot.com