niedziela, 29 stycznia 2012

Rozdział 2.

   Był piękny, ciepły, letni dzień. Słońce widniejące na niebie rozświetlało moją twarz a wiejący delikatnie wiatr przeczesywał gęste loki. Pogoda była cudowna, jednak ja nie mogłam się nią cieszyć. Śpieszyłam się do restauracji w, której umówiłam się z Maćkiem. Moim chłopakiem. Byłam bardzo podekscytowana i szczęśliwa, a motylki w brzuchu nie dawały o sobie zapomnieć. Zawsze się tak czułam kiedy wybierałam się na spotkanie z nim. Niezmiennie od ponad dwóch lat. Szłam tak szybko, jak pozwalały mi na to nowe szpilki z dziesięciocentymetrowymi obcasami. Właściwie to miałam zamiar biec, ale bałam się, że złamię obcasy lub co gorsza przewrócę się, a poza tym nie chciałam wejść do restauracji spocona, poczochrana i z rozmazanym makijażem. Spojrzałam po raz kolejny na zegarek - 15:37. Cholera, pomyślałam. Maciek mnie zabije, powiedziałam sobie w myślach. Gdy zbliżałam się do restauracji dostrzegłam duże zbiegowisko, policję, karetkę i złamaną w pół latarnię, bo niestety tylko tyle widziałam, resztę zasłaniał tłum. Nie mogłam oprzeć się ciekawości więc podeszłam do zbiegowiska. Po przepchaniu się przez ludzi od razu spojrzałam na samochód, z którego ratownicy pogotowia wyciągali mężczyznę po pięćdziesiątce.
- Był taki młody. - usłyszałam od kobiety stojącej za mną.
- O tak, całe życie przed nim. - westchnęła inna.
Całe życie? Jak człowiek w wieku pięćdziesięciu lat może być młody? Zaczęłam się zastanawiać, póki mojej uwagi nie przykuł przewrócony czerwono-czarny motor a obok niego..
- Maciek! - krzyknęłam w tym momencie, przeszłam pod taśmą "POLICJA", i podbiegłam najszybciej jak mogłam do leżącego chłopaka, zapominając o butach jakie miałam na sobie. Uklękłam nad ciałem mojego chłopaka, głaszcząc jego włosy a łzy spływały mi po policzkach. Przyłożyłam dłoń do jego lewej piersi. Pod opuszkami palców nie wyczułam bicia serca. Moje natomiast biło ze zdwojoną siłą.
- Maciek, Maciek.. ot-otwórz oczy.. Maci-ek.. Maciu-ś. - łkałam dławiąc się łzami.
     - Nie! - krzyknęłam głośno, zrywając się z łóżka spocona. Łzy zaczęły mi mimowolnie płynąć. Chwilę później w moim pokoju zjawiła się Aga, widząc w jakim jestem stanie, podeszła i mocno mnie przytuliła, pozwalając tym samym abym się wypłakała.
- Maciek.. zno-wu-u-u go wi-widzia-łam.
- Csiii, to tylko sen. - uspokajała mnie siostra.
Siedziałyśmy w ciszy, tuląc się do siebie, póki do naszych uszu nie doszły hałasy dochodzące z sypialni rodziców.
- Kłócą się. - poinformowała mnie Gusia, westchnęłam wycierając łzy z policzków. Miałam dość tych kłótni. Tata urządzał je z byle powodu. Zastanawiałam się dlaczego oni ze sobą jeszcze są. Oczywiście znałam powód mamy - miłość, ale taty? Jest z nią z przymusu czy może konsekwencji wynikających z rozwodu, czyli zapłaty honorarium dobremu prawnikowi, podziału majątku, nas itp? Naprawdę, nie wiem.
- Mam już tego dość. - mruknęła.
- Ja też. - poparłam ją. - Myślisz, że kiedyś się to zmieni?
- Raczej nie. - odpowiedziała moja siostra, na co ja jeszcze bardziej posmutniałam. Mimo, że nienawidziłam ojca, to było mi ich obojga żal, bo kiedyś się przecież musieli kochać. Żal mi było tego, że tak szybko utracili swą miłość. Moi rodzice są ze sobą od 20 lat, a od 8 ciągle się kłócą. Westchnęłam ponownie, mruknęłam, że idę się kąpać i poszłam do łazienki. Zapełniłam pełną wannę wody, biorąc relaksującą kąpiel.
Spędziłam w łazience około godziny, ale nie ukrywam kąpiel mi pomogła. Wszystkie smutki i zmartwienia wypłynęły razem z wodą. W lepszym nastroju zeszłam do kuchni. Znajdowała się tam cała moja rodzina, a raczej większa część - brakowało ojca, ale to była już norma. Nawet w weekendy go nie było. Wracał wieczorami, marudząc jak wkurza go ta praca. Mój tata był kierownikiem działu ryzyka kredytowego, czy coś takiego, więc pracy miał sporo, ale za to pieniędzy nam nie brakowało, zwłaszcza, że mama nie pracuje. Poświęciła się domowi, najpierw nie miała serca zostawiać nas pod opieką niani, a później, kiedy byłyśmy z Gusią już duże postanowiła, że będzie siedzieć w domu, gotować, sprzątać itp. Wydaje mi się, że lubi być "kurą domową", co wcale nie jest takie łatwe. Spojrzałam na mamę, była bardzo przygnębiona. Już miałam się pytać co się stało, Aga widząc, że otwieram usta by coś powiedzieć kiwnęła przecząco głową, więc w ciszy usiadłam na krześle. Nalałam sobie ciepłej herbaty do kubka i zaczęłam ją sączyć. Wtem niespodziewanie odezwała się mama:
- Za dwa dni koniec roku, wakacje.
Szkoła! O mój Boże! Koniec roku! A ja nawet nie wiem jakie nauczyciele wystawili mi oceny. Od śmierci Maćka chodziłam tam bardzo sporadycznie, właściwie pierwszy miesiąc w ogóle. Nie dałam rady zwlec się z łóżka a co dopiero pójść do szkoły. W drugim miesiącu chodziłam od czasu do czasu, aby tylko się pokazać. Mama wszystkie nieobecne godziny mi usprawiedliwiła, tłumacząc mojej wychowawczyni całą sytuację. W szkole każdy wiedział, że ja i Maciek ze sobą chodzimy, i nauczyciele nie dziwili się zbytnio moim załamaniem. Niektórzy nawet mnie rozumieli i współczuli, przynajmniej tak mówiła mi Marysia, koleżanka z klasy. Co prawda ocen nie miałam złych, bo uczyłam się raczej dobrze, więc myślę, że stopnie końcoworoczne nie będą tragiczne. Taką mam nadzieję!
- No tak, ale co w związku z tym? - zapytała Aga.
- Może zaraz po wyjechałybyście gdzieś? We dwie. - zaproponowała mama.
- Gdzie? - zainteresowała się moja siostra.
- Myślałam żebyście pojechały do cioci.
- Tylko nie do Beaty, proooszę. - stękała Guśka. Ciocia Beata, hmm. Nie przepadałyśmy z Agą za nią. Traktowała się podmiotowo i zmuszała to pracy. Wakacje u niej nie byłyby dobrym pomysłem.
- Nie, nie. Chodzi mi o ciocię Ewę. Tą co mieszka w Wielkiej Brytanii, w..
- Wolverhampton. - dokończyłam. Natomiast jeśli chodzi o ciocię Ewę, tutaj sprawa ma się inaczej. Ciocia Ewa ma dwójkę dzieci, małego Szymonka i Wikę. Wiktoria jest w moim wieku, jak byłyśmy małe często się widziałyśmy, traktowałyśmy się jak najlepsze przyjaciółki. Teraz jest trochę inaczej. Nie widzimy się już tak często. Ciocia ciągle zabiegana, tata też. A mama bez taty nie chce jeździć, nie chce go zostawiać samego w domu. Ostatni raz z ciocią, Wiką i Szymkiem widziałam się na chrzcie Szymonka półtora roku temu. Kuuuupa czasu.
- Dokładnie. Więc jak? - zapytała.
- Do Wielkiej Brytanii? Żartujesz sobie?! - piszczała Gusia. - Jasne, że tak! - zeskoczyła z krzesła i przytuliła mocno mamę.
Moja siostra bardzo lubiła takie wyjazdy. Zwłaszcza za granicę. Szczerze powiedziawszy to ja również. A Wielką Brytanię po prostu uwielbiam, ale jakoś nie miałam ochoty na jakie kol wiek wycieczki.
- Przepraszam mamo, ale nie mam ochoty. - odpowiedziałam, patrząc rodzicielce prosto w oczy. Kiwnęła głową i powiedziała, że rozumie.
Udałam się do pokoju po książkę "Jesienna miłość"* i wyszłam na tyły domu, aby ją w spokoju poczytać. Usiadłam na ławce, tyłem do słońca, które grzało dziś niemiłosiernie i zaczęłam czytać.
Nawet nie zauważyłam kiedy się ściemniło, tak się zaczytałam. Byłam w połowie książki i szkoda mi było przerywać, ale musiałam. Mimo, że jej nie dokończyłam już uważałam ją za niesamowitą. Wnioskując po niej miłość potrafi zdziałać cuda. Szkoda tylko, że tak rzadko się teraz spotyka taką miłość, a kiedy się ją spotyka ludzie ją niszczą przez głupotę albo ktoś umiera, tak jak w moim przypadku. Westchnęłam, drgając w tym samym momencie z zimna.
- Ciekawa? - spytała mama z uśmiechem na twarzy, stojąc w drzwiach ze skrzyżowanymi rękami na piersiach, które zawsze sugerowały, że jest zła albo na mnie albo na Gusię, jednakże teraz przytrzymywała tak pled zarzucony na ramionach, wraz z zajściem słońca zrobiło się zimno. Usiadła obok, i teraz to ja miałam go na ramionach.
- Dlaczego chcesz żebyśmy wyjechały do cioci? - zapytałam rodzicielkę. Gdzie kol wiek jeździliśmy robiliśmy to razem, więc dlaczego teraz tylko ja i Gusia mamy wyjechać? Ta jednak długo milczała, ewidentnie się zmieszała jakby biła się z myślami. Powiedzieć czy nie powiedzieć? - Mamo? - ponagliłam ją.
Pomilczała jeszcze chwilę, a następnie zaczęła mówić:
- Mi i tacie nie układa się ostatnio. - przerwałam jej.
- Tak, od 8 lat. - mruknęłam, żałując, że nie ugryzłam się w język. Mamie zrobiło się ewidentnie przykro. Jak już wspomniałam - kochała go, więc każda taka uwaga bolała. - Przepraszam. - szepnęłam.
- Tak kochanie, nie układa nam się od bardzo dawna, ale od pewnego czasu jest coraz gorzej. Chciałabym to ratować, jeśli teraz tego nie uratujemy to będzie koniec. A i wam należą się wakacje. Zwłaszcza Tobie. - złapała mnie za dłoń, a ja odwróciłam wzrok. Nie miałam pojęcia, że jest tak źle. Okej, nienawidziłam taty, ale nie chciałam żeby się rozwodzili. Może jak wyjedziemy to wszystko się ułoży i może nawet tata będzie taki jak kiedyś? Bo kiedyś podobno był inny. Teraz perspektywa wyjazdu całkiem się zmieniła. Jeśli mam pomóc rodzicom, zwłaszcza mamie to wyjadę, mimo, że sama nie mam na to ochoty. A z resztą, tu czy u cioci i tak będę siedzieć w domu, więc co to za różnica? Sprawię radość nie tylko mamie i tacie, ale i Gusi.
- Dobrze mamo. Wyjadę. - powiedziałam i przytuliłam ją mocno.
- Rozmawiałam już z ciocią, bardzo się ucieszyła. Powiedziała, że możecie do niej przyjechać nawet i jutro.
- Ale szkoła. Właśnie mamo, co z moją szkołą? Czy ja w ogóle zdaje?
- Oczywiście, że tak! Co prawda masz dużo nieobecnych godzin, ale zdajesz. Skarbie, nie martw się. Twoja wychowawczyni o wszystkim mnie informuje. - pocałowała mnie w głowę.
- To dobrze. - odetchnęłam z ulgą. - Jeszcze tylko to głupie zakończenie i koniec. - westchnęłam, patrząc przed siebie. Szkoła ostatnio nie była miejscem gdzie chętnie się pokazywałam. Pamiętam jak poszłam pierwszy dzień po śmierci Maćka i mojej miesięcznej nieobecności. Wszyscy mi współczuli, mówili żebym się trzymała itp, a połowy z nich nawet nie znałam. Nie byłam dziewczyną popularną, nawet nie chciałam nią być. Ale o takich katastrofach każdy z czasem się dowiaduje, tym bardziej, że Maciek był tegorocznym maturzystą. Musiałam wytrzymać cały tydzień a potem następny i znosić te wścibskie spojrzenia innych. Całe szczęście, że miałam przy sobie Marysię, Elwirę i Gusię. Tą ostatnią tylko na przerwach, ale zawsze coś.
Mama spojrzała na mnie uważnie.
- Nie masz chyba ochoty tam iść, co?
Zastanowiłam się chwilę.
- Nie mamo, nie mam. Wiesz dobrze dlaczego.
- Rozumiem. - szepnęła, gładząc mnie po ramieniu.
- Kiedy mamy wyjechać? - spytałam zmieniając temat, jednakże byłam też ciekawa.
- Myślałam nad następnym wtorkiem, ale jak teraz się zastanowię to możecie jechać nawet i w poniedziałek. Na pewno są jakieś loty wieczorne. - zaproponowała mama.
- Mi pasuje. - zgodziłam się. - Dobranoc mamo. - wstałam, wzięłam książkę w dłoń, uprzednio przykrywając rodzicielkę kocem i poszłam do siebie.
     Obudziły mnie promienie słoneczne wbijające się przez okno do pokoju. Spojrzałam na zegarek w telefonie: 12:03.
- Boże! - zawyłam. Nigdy nie wstawałam o tak później porze, byłam zazwyczaj rannym ptaszkiem. Wykluczając imprezy po których rano raczej kładło się spać, nie wstawało. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że wszystkie godziny w moim życiu są takie same - nudne. Poza tym to była niedziela, chyba najnudniejszy dzień w tygodniu. Nie robię nic, nie spotykam się z nikim, bo nie ma po co. Z resztą nawet mi się nie chce. Nawet nie wiem po co ja się właściwie budzę, mogłabym zasnąć na zawsze. Byłoby pewnie lepiej niż teraz. Niechętnie zwlekłam się z łóżka. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w zwykłą koszulkę oraz jeansy i wyszłam z domu, nie jedząc śniadania na które i tak nie miałam ochoty. Włożyłam do uszu słuchawki MP4 i włączając piosenkę "Bring me to life"** zaczęłam wsłuchiwać się jej tekst. Mój marsz po woli zamieniał się w trucht a następnie w sprint. Piosenki przelatywały jak szalone, każda inna, każda z innym przesłaniem. Mimo, że nogi mało mi nie odpadały biegłam dalej. Nie miałam nawet określonego celu, chciałam po prostu pobiec jak najdalej stąd. W pewnym momencie musiałam stanąć, nie miałam więcej sił. Usiadłam zasapana na ławce. Oddychałam głęboko łapiąc jak najwięcej powietrza do płuc, mimo, że powinnam to robić stopniowo, jak uczyli nas w szkole. Oparłam się na ławce i przymknęłam oczy, wciąż oddychając. Siedziałam tak póki, ktoś mi nie przerwał.
- Magda? - zapytał damski, znajomy głos.
Otworzyłam szybko oczy i spojrzałam na kobietę.
- Sylwia? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Sylwia to młodsza siostra Maćka. Bardzo miła, ale wścibska.
- Co tu robisz?
- Ee, biegałam.
- To Ty biegasz?
- Tak jakby. - odparłam znużona tą rozmową.
- Aha. A co u Ciebie?
Wzruszyłam ramionami.
- Bez zmian, a u Ciebie?
- Jakoś leci. - usiadła obok mnie.
- Rozumiem. - westchnęłam.
- Może wpadniesz do nas? - spytała grzecznie.
- Teraz? W sumie to.. Ni..
- No chodź. Pogadamy sobie, posłuchamy muzyki i tak dalej. No wiesz, jak kiedyś. - prosiła.
- Okej. - odpowiedziałam.
Chwilę później byłyśmy już u Sylwii w domu, a raczej w domu Retajczaków.
- Mamo, już jestem! - krzyknęła blondynka. - Z Magdą.
- Dzień dobry. - przywitałam się wchodząc do kuchni, gdzie przeważnie siedziała mama Sylwii i Maćka.
- Witaj Madziu. - odpowiedziała miło pani Gosia.
- Chodź na górę. - Sylwia złapała mnie za rękę i zaciągnęła na górę do swojego pokoju. - To co robimy? - zapytała.
- Nie wiem.
- Może pooglądamy filmy? Mam nowe. - zaproponowała Sylwia.
- Niech będzie.
- "Step up 3" czy "Zła kobieta"?
- "Step up 3". - powiedziałam.
- Dobra. To ja idę po film, wezmę coś do picia i jedzenia i wracam, ok? Czekaj tutaj.
- Okej.
Sylwia wybiegła z pokoju, a ja korzystając z okazji udałam się do łazienki. Wracając spojrzałam w stronę pokoju Maćka. Drzwi były w połowie otwarte. Nie mogłam powstrzymać się aby tam nie pójść. Była tam jakaś cząstka mojego chłopaka. Ruszyłam szybko w stronę pokoju. Gdy tylko weszłam moją uwagę przykuła ramka z moim zdjęciem postawiona na stoliku nocnym. Wyjęłam jedną z jego koszulek. Powąchałam ją - cały czas pachniała Maćkiem. Z koszulką w ręku przechadzałam się po jego pokoju. Był zdecydowanie większy od mojego. Zbierało mi się na płacz. Wszystko tak bardzo go przypominało. Spuściłam głowę, ponownie przytulając koszulkę. W tym momencie dostrzegłam kawałek białej kartki wystający zza łóżka. Podeszłam i chwyciłam ją. To nie była kartka, to była fotografia. Z tyłu (Maciek zawsze podpisywał zdjęcia z tyłu, aby wiedzieć z kim i kiedy było robione) było napisane: "Z moją księżniczką. Mińsk, 14 marca '12" Od razu pomyślałam, że to ja i Maciuś jesteśmy na fotografii. Kiedy przekręciłam zdjęcie ugięły się pode mną nogi. Na zdjęciu znajdował się owszem Maciek, ale nie ze mną. Z jakąś blond dziewczyną. Dużo ładniejszą ode mnie. Nie dość, że się obejmowali to jeszcze całowali. Łzy zaczęły mi płynąć po policzkach a ja nawet nie miałam siły ich powstrzymywać. Wybiegłam z jego pokoju najszybciej jak się dało. Koło schodów wpadłam na Sylwię, której po zderzeniu ze mną wysypał się popcorn i wylała cola. Nie przestając płakać wykrztusiłam ciche: "Przepraszam" i wybiegłam z ich domu. Kilka minut później Sylwia do mnie zadzwoniła. Odrzuciłam. Ponownie dzwoniła. Odrzuciłam i wyłączyłam telefon. Biegłam w stronę domu cały czas płacząc. Zdradzał mnie, zdradzał.. ZDRADZAŁ. Tylko to chodziło mi po głowie. A im więcej o tym myślałam tym bardziej płakałam. Łzy zaczęły zasłaniać mi drogę, ale biegłam dalej. Zwolniłam dopiero przy drzwiach mojego domu. Weszłam do środka, a następnie do swojego pokoju. Zamknęłam je (ale nie na klucz) i rzuciłam się na łóżko. Płakałam i nie mogłam się uspokoić. Wydawało mi się, że jesteśmy idealną parą. Byliśmy idealną parą! Przecież go kochałam.. kocham. On nie mógł mi tego zrobić. Nie Maciek. A może mnie zdradzał, bo nie byłam dość dobra? Nie wystarczałam mu? Na pewno. Jestem przecież beznadziejna! To moja wina! A jeśli.. jeśli zmarł też przeze mnie? Bo to w końcu ja wymyśliłam tą restauracje.. O boże, to wszystko moja wina! Zerwałam się z łóżka, sięgnęłam do szuflady po żyletkę. Przyłożyłam ją do nadgarstka, wbijając w skórę i.. przejechałam wzdłuż dłoni. Zawyłam z bólu. Zaraz potem znowu to zrobiłam, tylko niżej. Po raz kolejny zawyłam. Z mojej ręki krew spływała ciurkiem, skapywała na dywan, tak jak łzy. Przyszła kolej na drugą dłoń. Już zbliżałam żyletkę do nadgarstka kiedy moje drzwi się otworzyły. Do pokoju weszła Agnieszka.
- Stało się coś? Bo tak.. MAGDA! - ryknęła widząc spływającą krew po mojej dłoni, żyletkę oraz mnie zapłakaną. - MAMO! - krzyczała, a w jej oczach widziałam łzy. Jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Wyrwała mi żyletkę z ręki, wyciągnęła pełno chusteczek z pudełka i zawinęła je na mojej ręce. Złapała za drugą rękę i zaciągnęła na dół.
- Zostaw! - mówiłam łkając. - Zostaw mnie, ja chcę..
- Umrzeć?! Oszalałaś? - krzyczała na mnie zdenerwowana. - Mamo, Magda się pocięła! Mamo!
- Słucham?! - zapytała wstrząśnięta mama. Zaczynało mi się robić słabo.
- Blada, blada.. zaczyna się robić.. - nie dokończyła, spanikowana Aga.
- Dzwoń po pogotowie a ja to zatamuję. - rozkazała rodzicielka.
Usadziła mnie na kanapie, wzięła z apteczki bandaż i zawinęła w go moją rękę. Szybko przesiąkł. Zawinęła w następny.
- Już jadą! - zawołała Aga.
Czułam, że oczy robią mi się coraz mniejsze.. traciłam przytomność. Jeszcze chwile i..



* Powieść N. Sparks'a - "Jesienna miłość", na jej podstawie nakręcono "Szkołę uczuć".
** Piosenka Evanescence.





_____
jest 2.
chłopaków jeszcze nie ma, ale obiecuję, że niedługo się zjawią. :D

sobota, 28 stycznia 2012

Rozdział 1.

Minęły dwa miesiące od pogrzebu Maćka - mojego chłopaka, który zginął w wypadku drogowym. Samochód z naprzeciwka wpadł w poślisk i wjechał z impetem w motor, którym jechał Maciek. Mój chłopak i kierowca samochodu zginęli na miejscu. Z racji tego, że mieszkam w małym miasteczku wszyscy o tej tragedii słyszeli. Wracając, minęły dwa miesiące od jego pogrzebu,  a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Wydaje mi się, że to zwykły koszmar, że zaraz się z niego obudzę cała spocona ze łzami w oczach, ale Maciek będzie żył, co więcej przytuli mnie i uspokoi. Jednak tak się nie dzieje.
Byłam z Maćkiem ponad dwa lata. Tworzyliśmy idealną parą, kłóciliśmy się to fakt, ale niedługo po tym zawsze się godziliśmy. Rozumieliśmy się bez słów. Mogłam na nim zawsze polegać. Czułam, że to ten jedyny, na zawsze, mimo młodego wieku, tak właśnie czułam. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie przez całe dwa lata, 3 miesiące i 1 tydzień, bo tyle dokładnie byłam z Maćkiem, póki nie wydarzył się ten straszny wypadek.  Jedyne co teraz czuję to pustkę. Jakby ktoś wyrwał mi połowę wnętrzności, a nawet całe.
Tata mówi żebym się uspokoiła, wytarła te łzy i wyszła z domu. Któregoś dnia powiedział, że to może nawet dobrze, że Maciek nie żyje, bo nie będzie mi teraz zatruwał życia i może wreszcie zacznę się dobrze uczyć, mimo, że nie uczyłam się źle, zawsze miałam pozytywne oceny, a jedynki i dwójki dostawałam rzadko. Znienawidziłam go za te słowa. Fakt, zawsze był oschły i surowy, ale czegoś takiego się nie spodziewałam. Stała się tragedia a on się tak jakby cieszy? To chore. Powiedziałam o tym mamie, westchnęła tylko i mruknęła:
- Wiesz jaki jest tata. - i mocno mnie przytuliła, bo zauważyła napływające do kącików oczu łzy.
Moja mama była zdecydowanym przeciwieństwem taty. Czuła, pomocna, kochana. Z całą pewnością mogłam ją nazwać swoją przyjaciółką. Bardzo lubiła Maćka i kibicowała naszemu związkowi. Przykro mi było, że trafiła na takiego chama jak mój ojciec. Od lat nie okazywał jej uczuć. Potrafił wciąż zrzędzić, marudzić i narzekać. Nawet nie wiem czy mój tata ją kochał. Mama go kochała, dlatego to wszystko znosiła.
Niechętnie zwlekłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. Spojrzałam w lustro, ukazał się nieciekawy widok. Miałam podpuchnięte, czerwone oczy od płaczu i nieprzespanych nocy, a twarz była strasznie blada.
Na pierwszy rzut oka widać było, że jestem w rozsypce. Smutek miałam wypisany na czole. Westchnęłam i zaczęłam nalewać wody do wanny. Weszłam do wanny, uprzednio zdejmując piżamę. Po około godzinie wyszłam już ubrana. Zaczesałam włosy do tyłu, związałam gumką i zeszłam na dół do kuchni. Mama i moja starsza siostra - Aga siedziały przy stole jedząc chyba śniadanie. Nie wiedziałam która godzina, więc nie mogłam sprecyzować co to było. Nie potrzebowałam wiedzieć, która jest godzina, wszystkie minuty, godziny były takie same. W moim życiu wszystko się skończyło. Spojrzały na mnie uważnie. Domyślały się gdzie idę, ostatnio wychodzę tylko na cmentarz do Maćka. Spojrzałam na nie, po czym ruszyłam w stronę wyjściowych drzwi kuchennych.
- Poczekaj, idę z Tobą. - zaproponowała Aga.
Ponownie na nią spojrzałam i kiwnęłam głową. Nie chciałam się spierać, więc wolałam się zgodzić. Z resztą i tak pewnie by ze mną poszła. Zawsze ktoś ze mną chodził, oprócz taty. Aga wzięła mnie pod rękę i ruszyłyśmy w stronę cmentarza. W między czasie próbowała mnie zagadywać, rozweselać, opowiadać o swoich przyjaciołach i tak dalej. Robiła wszystko aby choć trochę poprawić mi humor, ale bez skutku. W końcu doszłyśmy. Przy nagrobku Maćka siedziała jakaś kobieta, po figurze jaką posiadała domyśliłam się, że to jego mama. Ostrożnie podeszłam (Aga została kilka nagrobków dalej, stwierdziła, że powinnam sama tam iść, i szczerze mówiąc byłam jej za to wdzięczna). Usiadłam obok i wpatrywałam się smutno w napis na nagrobku: "Ś.P. MACIEJ RETAJCZAK". W pewnym momencie pani Retajczak położyła swoją dłoń na mojej i szepnęła:
- Bardzo Cię kochał, Madziu.
Gdy tylko te słowa dotarły do mnie od razu się rozpłakałam. Pani Gosia mocno mnie przytuliła. A ja nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa, żadnego "Ja jego też", albo "wiem, też go kocham", nic. Sposób w jaki powiedziała to mama Maćka sprawiły, że znowu poczułam jak serce mi pęka, mimo, że wiedziałam o tych uczuciach, to jednak wypowiedzenie tego przez jego mamę i to w czasie przeszłym bardzo boli.
Dwie godziny później byłyśmy już z Agą w domu, uprzednio odprowadzając panią Retajczak do domu, bo nie wyglądała za dobrze.
Po długich namowach i straszeniu, że w końcu wyląduję w szpitalu musiałam zjeść kolację. Po zjedzeniu mniejszej porcji niż mi kazano, poszłam do siebie. Zdążyłam położyć się na łóżku i już usłyszałam dobijanie się do moich drzwi. Na początku to zignorowałam, z nadzieją, że ktoś sobie zaraz pójdzie. Ale pukanie nie ustawało, więc krzyknęłam: "proszę", i drzwi się otworzyły. Do pokoju wszedł Przemek - najlepszy przyjaciel Maćka, który do złudzenia mi go przypominał.
- Cześć. - wstałam i podeszłam do niego.
- Hej. - szepnęłam zachrypniętym głosem. Nie zdziwiłam się jego wizytą, bo po śmierci jego przyjaciela Przemek dość często mnie odwiedzał. Rozmawialiśmy, wspominaliśmy i oglądaliśmy zdjęcia. Obojgu było nam to potrzebne. Przemek przytulił mnie na przywitanie. Wtuliłam się w niego i wtedy poczułam woń jego perfum - takich samych jakich używał Maciek. Poczułam jakbym przytulała mojego chłopaka. Co więcej to musiał być on. Zrobiło mi się ciepło w sercu. Przesunęłam głowę i pocałowałam go z uczuciem. Pewna, że to mój ukochany. Chłopak po kilku sekundach delikatnie mnie od siebie odsunął.
- Magda, co Ty wyprawiasz? - zapytał zmieszany.
Spojrzałam na niego ponownie. Boże, to był Przemek! Pocałowałam przyjaciela swojego ukochanego!
- Przemek?! Ja.. prze-e-praszam.. - łkałam smutna. - Nie ch-chciałam.. to te perfumy.. - usiadłam na łóżku a głowę schowałam w dłoniach. - Maciek takie miał.. Myślałam, że..
- Maciek to ja? - dokończył za mnie.
Kiwnęłam głową. Zrobiło mi się głupio.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało, nie martw się. - powiedział.
- Idź już.
- Ale dla..
- Proszę.
Przemek bez słowa wyszedł. Wiedziałam, że nie był za to zły, jednakże nie czułam się komfortowo z tym co zrobiłam. Bałam się, że może się to powtórzyć. Zaczęłam płakać. Chwilę potem w moim pokoju znalazła się Aga.
- Stało się coś? Przemek tak szybko dziś wyszedł.
- Bo.. ja go pocałowałam.
- Co?! - usiadła obok mnie.
Opowiedziałam jej wszystko, zanosząc się płaczem. Gusia przytuliła mnie, głaszcząc po głowie i pocieszając. Mówiła, że w pewnym sensie to rozumie. Wie jak muszę tęsknić za Maćkiem i, że czując takie same perfumy jakich używał wyobraziłam sobie, że to właśnie on. Powiedziała też, że Przemek na pewno to zrozumie. Ja jednak nie byłam pewna czy nadal mogę się z nim przyjaźnić. Gusia posiedziała ze mną do czasu, kiedy nie poczułam się lepiej.
- Jakby coś jestem za ścianą. Wołaj. - szepnęła, pocałowała mnie w czoło i wyszła.
Położyłam się na poduszce, przykryłam kołdrą i od razu usnęłam.






_
hej! mam na imię Monika. postanowiłam pisać opowiadanie o One Direction. od dawna mnie do tego ciągnęło, aż w reszcie się zdecydowałam. może nie będzie to najlepsze opowiadanie na świecie i nie pobije was na kolana, ale mimo wszystko mam nadzieje, że się spodoba. a ja postaram się pisać coraz lepiej. aha, chłopaków na razie nie ma, ale spokojnie niebawem się pokażą. nie chcę rozgrywać tego wszystkiego tak szybko. :D
miłego czytania! xx

Bohaterowie.

MAGDALENA "MAGDA" WITERSKA
Ur. 30 lipiec 1995 r. w Mińsku Mazowieckim, gdzie mieszka wraz z rodziną.
18 kwietnia ginie jej chłopak - Maciek w wypadku, z którym była ponad dwa lata. Dziewczyna całkowicie się załamuje, nie może się pogodzić z jego stratą. Po mimo upłynięcia już dwóch miesięcy od tej katastrofy Magda nadal cierpi i tęskni za chłopakiem. Miłość nie znika tak szybko. Na szczęście ma przy sobie Agnieszkę - siostrę, mamę oraz ciocię Ewę, które jej pomagają. Z czasem wszystko się układa.
Przed tą tragedią była bardzo wesoła. Śmiała się praktycznie ze wszystkiego. Lubiła zakupy i imprezy.
Magdalena posiada wielki talent. Ma przepiękny i silny głos. Jednakże nie zdaje sobie z tego sprawy, nigdy nie śpiewała dla publiczności przez jej wielką nieśmiałość i tremę.

AGNIESZKA "AGA, GUSIA" WITERSKA
Ur. 11 marzec 1993r. w Mińsku Mazowieckim. Starsza o dwa lata siostra Magdy.
Jest jej bardzo szkoda siostry, która w tak młodym wieku przeżywa straszną tragedię. Chce jej za wszelką cenę pomóc. Zawsze jest przy niej.
Agnieszka jest bardzo rozrywkową i wesołą dziewczyną, tak jak i Magda. Z zasady jest rozsądna, ale i jej zdarza się czasem zrobić jakąś głupotę. Aga bardzo często się zakochuje co jest jej wielką wadą. Kiedyś została by zgłowałcona (w wieku 15 lat), gdyby nie interwencja pewnego 20-latka, z którym była miesiąc (on zerwał - przez różnicę wieku). Jest straszną flirciarą.
Gusia chciałaby zostać makijarzystką. 

HARRY "HAZZA" STYLES
Ur. 1 lutego 1994r. w Holmes Chapel.
Jest 1/5 One Direction - boysbandu rozwijającego skrzydła.
Jest najmłodszym członkiem zespołu. Najbardziej zżyty z Louis'em. Zaradny, czuły, romantyczny. Bardzo pewny siebie. Wie, że podoba się dziewczynom i z tego korzysta. To niezły flirciarz! Lubi chodzić nagi i robi to bardzo często. Ma na koncie związek z wiele starszą od siebie kobietą. Najbardziej podobają mu się niezależne dziewczyny i, takie którego nikogo nie udają.
 LIAM PAYNE
Ur. 29 sierpnia 1993 r. w Wolverhampton.
Jest 1/5 One Direction.
Najrozsądniejszy z 1D. Jest nieśmiały, ale przy bliskim poznaniu otwiera się. Lubi rozśmieszać ludzi. Zawsze służy dobrą radą. Opiekuńczy, pomocny, troskliwy, romantyczny, pracowity, uczciwy. Och, po prostu ideał! U dziewczyn zwraca uwagę na oczy. 
Ma młodszą siostrę - Katie. 

LOUIS TOMLINSON 
Ur. 24 grudnia 1991 r. w Doncaster.
Jest 1/5 One Direction.
Najstarszy i najśmieszniejszy z zespołu. Najlepiej dogaduje się z Harry'm. Całe życie chce być niedojrzały, nie chce dorosnąć. Lubi dziewczyny, które noszą okulary, ale najbardziej zwraca uwagę na osobowość.
Uwielbia marchewki!
 
NIALL HORAN
Ur. 13 września 1993 r. w Mullingar. 
Jest 1/5 One Direction.
Najbardziej wygadany i gadatliwy z całej piątki. Dobrze gra na gitarze. Najczęściej uśmiecha się bez pokazywania zębów, uważa, że są brzydkie. Podobają mu się zielonookie dziewczyny. Lubi bawić się włosami dziewczyny, a także gdy ona bawi się jego. Lubi jeść.

ZAYN MALIK
Ur. 12 stycznia 1993 r. w West Lane Baildon.
Jest 1/5 One Direction.
Jest przewrażliwiony na pukncie swojego wyglądu. W zespole mówią na niego "próżny", w czym jest trochę prawdy. Pewny siebie, opiekuńczy. Lubi inteligentne dziewczyny. Pali papierosy.
Ma dziewczynę: Olivię, którą bardzo kocha.

 OLVIA DASH
Ur. 1 maja 1992 r. w Londynie. Bardzo często się przeprowadza ze względu na specyfikę zawodu oraz Zayn'a.
Dziewczyna Zayn'a (starsza o rok).
Próbuje swoich sił jako modelka. Jest inteligentna i przebiegła. Sądzi, że dzięki Zayn'owi i 1D jej kariera nabierze rozpędu, dlatego wszędzie pokazuje się ze swoim chłopakiem. Dobrze wie, że Malik ją kocha, dlatego wykorzystuje to przy każdej możliwej okazji.   

EWA BURKE
Ur. 25 stycznia 1977 r. w Sandomierzu.
Rodzona siostra Kasi - mamy Magdy i Agi.
Zmieniła nazwisko ponieważ w UK trudno było wymówić jej panieńskie: Gozdór.
Bizneswoman. Ma dwójkę dzieci - 17-nastoletnią Weronikę i 2-letniego Szymka. Jest uprzejma i miła, ale zaborcza. Nigdy nie wyszła za mąż. Dzieci ma z dwoma innymi partnerami, z którymi już nie jest. Nie chce się ustatkować, bo boi się rozczarowania. Ponad wszystko kocha swoje dzieci.
Kobieta bardzo o siebie dba. Nie szkoda jej pieniędzy na drogie zabiegi kosmetyczne i kosmetyki.
Obecnie mieszka w Wolverhampton.

WIKTORIA "WIKI" BURKE
Ur. 15 kwietnia 1995 r. w Wolverhampton.
Córka Ewy, siostra Szymka.
Kiedy była młodsza bardzo cierpiała z powodu braku ojca, ale z czasem zrozumiała strach matki i cieszy się z tego co ma. Czasami jednak nadal jej z tego powodu smutno.
Każdą wolną chwilę spędza z młodszym bratem, którego bardzo kocha bądź z przyjaciółką - Katie.
Wiki jest bardzo pogodna i pozytywnie nastawiona. Chwilami bywa dziecinna. Chętnie pomaga ludziom.
W przyszłości chciałaby zostać przedszkolanką lub tancerką.

SZYMON BURKE
Ur. 22 lipca 2009 r. w Wolverhampton.
Syn Ewy i młodszy brat Wiki.
(na zdjęciu z Wiktorią)

KATARZYNA WITERSKA
Ur. 3 października 1973 r. w Sandomierzu.
Mama Magdy i Agi. Żona Tadeusza Witerskiego.
Panieńskie nazwisko: Gozdór.
Miła, pomocna i uczuciowa. Bardzo martwi się o swoją młodszą córkę. 
  
KATHERINE "KATIE" PAYNE
Ur. 13 lutego 1994 r. w Wolverhampton.
Siostra Liam'a. 

Katie jest zabawną nastolatką. Trochę wścibską. Tak jak i Gusia jest straszną flirciarą, może nawet bardziej niż Witerska. Kocha modę. Jej najlepszą przyjaciółką jest Wiki. Nie szuka chłopaka, lubi "być wolnym strzelcem".





___
To są Ci z najważniejszych postaci. Pozmieniałam trochę, żeby było ciekawiej. ;)
1. Wszystko dzieje się w wakacje 2011 r.
2. Chłopcy są na razie znani w swoich miastach. Wielką karierę (a przynajmniej taką jak teraz, bo z czasem będzie coraz lepiej) dopiero rozpoczynają.
3. Wszystko jest wymyślone. Korzystam z prawdziwych informacji, ale też fikcyjnych. ;)


xx!